W poniedzialek pochowalam mojego Najukochanszego Tatusia po 8 miesiacach walki z nieoperacyjnym glejakiem (butterfly glioma). Probowalam go ratowac roznymi sposobami, tata chcial zyc ale sie nie udalo. Obiecalam sobie, ze wpisze tu wszystko co wiem dzisiaj o tej chorobie i o sposobach leczenia jakie podjelismy. Choc jestem pograzona w ogromnym bolu po jego smierci to jestem was winna tych pare slow.
Bezposrednia przyczyna zgonu byla niewydolnosc krazenia i oddychania. Miesiac przed smiercia tacie zwiekszona dawke sterydow z 12mg Dexamethasonu do 32 mg Dexavenu jako terapie szokowa. Niestety, byla padaczka i niedowlad nog, z czasem zanik mowy, ciagle ataki i trudnosci z lykaniem (leki przeciwpadaczkowe musialy byc zgniatane a ze sa to leki w oslonach o dzialaniu do 12h, to takie zgniatanie powoduje skrocenie dzialania do 1-3h).
Na poczatku maja br sciagnelam szamanke-bioenergoterapeutka z Lozanny w Szwajcarii. Kolega z pracy-Szwajcar-powiedzial mi ze wyleczyla jego zone z raka i pomogla w innych kwestiach. Po seansie powiedziala ze sterydy ktore tata bierze sa bardzo agresywne i zeby po 3 tygodniach sprawdzic efekt jej dzialania na rezonansie i potem zmniejszac stopniowo i powoli leki. Niestety, po 3 tygodniach tata mial pogorszenie i atak padaczki, ale w szpitalu zrobiono mu tomografie i bylo zmniejszenie guza o 5mm w kazdym wymiarze!!! Lekarze tlumacza to niedokladnoscia badania, bo podobno nawet gdy otworzy sie czaszke to nie mozna rozroznic gdzie konczy a gdzie zaczyna glejak. Ale ja wierze ze to efekt szamanki.
3 dni przed smiercia ponownie zaprosilam szamanke do Warszawy, zrobila seans ale wtedy juz stwierdzila, ze tata rozmawia z kims po drugiej stronie i albo jej energie uzyje do wyzdrowienia albo do odejscia bo z drugiej strony tez jest daleka droga.
Pisze to, bo zaluje ze nie znalam tej kobiety wczesniej, kiedy taty organizm nie byl wyniszczony sterydami, kiedy byl czas na na takie leczenie. Dla mnie finansowo nie stanowilo to problemu a jedna wizyta z przelotem to koszt 3500 zl. Ona nie obiecuje ze wyleczy i nie wciska kitu ze jest Bogiem. Daje energie, aby organizm sam sobie poradzil. Daje ziola.
Drugi niekonwencjonalny zabieg, zastosowalismy u taty w pierwszym miesiacu od odkrycia guza i przed radioterapia. Z Ukrainy sciagnelismy lekarza pediatre z wyksztalcenia ktory zajmuje sie leczeniem woda w ktorej ustawia "dlugosc fali". Czlowiek byl polecony przez mojego meza, ktorego wyleczyl z przykrych dolegliwosci a mojego tescia z choroby serca. Niestety, chociaz wierze w jego metode (jest bardzo religijny, jadl raz na 3-4 dni aby uzyskac moc, etc) to zrazilam sie bardzo tym, ze po tygodniu zaczal manipulowac dawkami lekow. Wtedy nic nie wiedzialam na temat lekow i kiedy on z dawki 16mg Dexomethasonu z dnia na dzien zjechal na 3/4 mg nie wywolalo to u nas podejrzen. Za dwa dni u taty byla padaczka bo byl obrzek wokol guza i omal wtedy nie umarl, ale potem mial bardzo dobre miesiace. Z perspektywy, skorzystalabym z niego ponownie ale nie dala manipulowac lekami przeciwobrzekowymi i przeciwpadaczkowymi. Duzo niuansow w jego metodzie mnie przekonalo. Staral sie ustalic przyczyne tego guza.
Dzis zaluje ze nie wiedzialam o sterydach tyle ile wiem dzis. Moja rada- nie manipulujcie z dawkami a zmiany robcie stopniowo. Juz wiem ze lekarze tez za szybko zwiekszaja dawki.
Dzis chcialabym wrocic w czasie do zimy kiedy bylo dobrze i wtedy uspilo to moja czujnosc. Wtedy trzeba bylo cos niekonwencjonalnego robic.
Do konca wierzylam ze uda mi sie wyleczyc tate. Moim marzeniem bylo na tej stronie zaczac nowy watek pt."zdarzyl sie cud". Nie udalo sie. Tata zostanie z nami i tak na zawsze. W wierze jest prawda.
Jesli chcecie sie wygadac, zapytac to piszcie. Wiem przez co przechodzicie.
Pozdrawiam
Ania