Mam 36 lat, żona 35, syn 6. We wrześniu 2015 roku (8 miesięcy temu) zdiagnozowano u mojej żony GBM IV. Dalej standardowo: panika, szukanie możliwych leków, rozwiązań poza granicami naszego kraju, operacja, radioterapia i temodal. Od razu we wrześniu rzuciłem pracę i do tej pory utrzymujemy się z oszczędności oraz pomocy mojej mamy, ale robi się bardzo krucho. Mam pomysł (a nawet kilka) na własną działalność gospodarczą, więc raczej na chleb nam starczy. W dodatku, dzięki ogromnej wierze i niewyjaśnionemu szczęściu w moim życiu spełniło się już kilka moich życzeń których prawdopodobieństwo sukcesu było prawie zero procent.
Zatwierdzone leczenie glejaków Optune jest bardzo drogie (miesiąc kuracji około 1 000 000 PLN), więc moje sposoby na dalsze życie są dwa. Albo znajdę lekarstwo na tę chorobę, albo kasę na Optune. Zająłem się drugim rozwiązaniem.
Świat matematyków jest pełen zagadek a na rozwiązanie niektórych czekamy już ponad 2000 lat. Tak jest z liczbami pierwszymi. Nikt nie wie jak powstają, czym są oraz skąd się biorą różne przerwy między nimi. No i ja chyba wiem dlaczego. Stworzyłem nawet program, który dzięki mojemu odkryciu je generuje. Program generuje wszystkie liczby pierwsze jednak poczynając od liczby 77 co jakiś czas wrzuca fałszywe liczby pierwsze. Na początku uznawałem to za wadę jednak czym dłużej się temu przyglądam to zaczyna to mieć większy i logiczny sens.
Niestety tutaj moje szczęście się kończy. Mimo olbrzymiej wiary nie mogę nic więcej osiągnąć. Cała moja rodzina włącznie z żoną nie wierzy w to co robię. Nie wierzą też w powodzenie mojego biznesu. W dodatku wygląda na to, że cały świat robi dokładnie to samo. Jak próbowałem powiedzieć o moim odkryciu komuś z branży matematycznej to nigdy nie dostałem odpowiedzi. W dodatku moi rodzice zapowiedzieli mi, że jak otworzę własny interes to przestaną ze mną utrzymywać kontakty.
Żona czuje się bardzo dobrze jednak (dlatego tu piszę) od wczoraj zachowuje się bardzo dziwnie. Kompletnie inaczej niż wcześniej. Przeraża mnie to i kompletnie nie wiem co się po niej spodziewać. Bardzo boję się też o dziecko, ale to mądry chłopak i dużo rozumie. A jak nie rozumie to przyjmuje to co mówię za pewnik.
Tak więc mimo szczęścia, które wcześniej miałem oraz wiary w to co robię nic się nie układa a jest coraz gorzej. Pierwszy raz w życiu czuję, że moja wiara nic nie zdziała, ponieważ wszyscy wokół mnie nie dość, że nie wierzą w to co robię to jeszcze naciskają na mnie, abym nic nie robił.
Dlatego szukam pokrzepienia tutaj. Czy ktoś może uwierzyć też w to co robię? Dodać wiary?