moim zdaniem to rutynowa rzecz - onkolog. Chce znać opinię innych lekarzy, by podjac dalsze decyzje - rezonans wyszedł ok, zaburzeń funkcjonalnych nie ma - następna wizyta za pól roku, bo nic się nie dzieje.
U mojego syna na tym to polega - MRI, badanie neurologa - potem do onkologa, aż do następnego razu. Fakty sa takie, ze sporo z powodu NF mamy tych kontroli i lata całe latamy do onkologa po wszystkich badaniach(całej serii) i póki co, mimo wielu operacji i zmian wszystkie okazały się niezłośliwe, więc onkolog nie miał nic do roboty
.
ps.1. co do komunikacji z lekarzami - bez względu na to, czy lekarz miał dobry czy zły dzień.......w ten zawód powinna byc wpisana kultura bycia, czytelny sposób formułowania wypowiedzi ( bynajmniej nie taki, by pozostawało duże pole do domysłow mrozących krew w żyłach, bezsenne noce i wlasnej interpretacji słow). Niestety, z tym jest różnie. Mam prawo tak pisac, i nie sa to kalumnie . Z opieką szpitalno-lekarską mam do czynienia od wielu lat, juz ponad dziesięć.Trafiłam na takich lekarzy, którzy mnie wprawili w bezbrzeżne zdumienie-wysoką kultura jedni, a brakiem jej drudzy.Mam własne spostrzeżenie-jest taka klinika onko dzieciecej w Polsce, gdzie szef umawia się z pacjentem(matką)
prosząc ja o spotkanie, pytajac, czy czas jej odpowiada! ( co robic na oddziale? full czasu, a jednak pytanie jest....) a jeśli sie spóżnia, bo inna wizyta się przedłuża, to wychodzi i...przeprasza za spóżnienie. Na tym oddziale nawet niemowlę przy badaniu jest traktowane jak czlowiek - "teraz zbadam twój brzuszek, czy mogę zajrzeć do bużki", nawet takiemu szkrabowi lekarz się przedstawia "cześć, jestem dr X, przyszedłem cię zbadac".I wszyscy lekarze na oddziale dochowują wysokich standartów-jak szef. Byłam i na takim oddziale, w innym szpitalu, gdzie lekarz upokorzył mojego syna, pytajac głośno, w sali pełnej innych nastolatków-pacjentów i gosci - "kupa była?" Ale i szef ma tam zwyczaj omawiać sprawy z pacjentami na korytarzu, przy wszystkich, obcesowo, zupełnie bez kultury.....
Ryba psuje się od glowy?
Najgorzej, ze nie zawsze można zareagować, zwrócić uwagę na niestosowność.....
ps.2. lekarza "od kupy" pouczyłam
-zwrócilam uwagę, ze syn ma swoję imię(lekarz zwrócił się per jednostka chorobowa, konkretnie "NF spod okna, kupa była?"), że syn ma prawo do nieujawniania publicznie swoich problemow zdrowotnych, obowiązuje tajemnica lekarska, także odnosnie choroby, a jeśli chodzi o
defekację, to zgodnie z zapisem w karcie syn po operacji zażywa pokarm taki a taki(nutridrinki) co powinno wyjaśnic panu dr-owi kwestie gastryczne.
Byłam wówczas strasznie wściekła - na cały ten szpital, zachowanie lekarzy i wiele, wiele innych spraw.
ps 3.kiedys z placzem wyszłam z gabinetu lekarskiego. Znajoma lekarka dała mi broszurkę pt. "jak nie dac sie upokorzyć w gabinecie lekarskim"...