Witaj, Father
to jest rzeczywiscie problem - utata kontaktów spolecznych osób chorych. Dotyczy to dorosłych i dzieci. Większosc ludzi, obciązonych poważnymi chorobami, niepełnosprawnoscią odczuwa spadek ilosci oraz jakosci kontaktów spolecznych. U dzieci jest tym bolesniejsze, ze w okresie dziecięctwa i mlodosci tworzy się umiejętnosc nawiązywania relacji spoleznych, a trudno je tworzyc, nie mając z kim......
nie piszesz, ile córka ma lat, jak przed chorobą wyglądały jej relacje z innymi, czy miała duzo znajomych ?
Z punktu widzenia osób trzecich, tzn. zdrowych przyczyny "odsuwania się" od chorych są trochę bardziej złozone niz przypisywanie im znieczulicy. Jedną z przyczyn jest nieumiejętnosc, lęk przed obcowaniem z osobą chorą. Podobnie, jak nie potrafimy rozmawiać z osobą w załobie, tak nie wiemy, co zrobic, gdy spotykamy się z kims chorym.O czym rozmawiac, czy współczuc, czy pomagać, jak się zachować......więc następuje unikanie. Poza tym choroba nie miesci się w kategoriach pożądanego zycia. Reklamy prezentują zycie piękne, zdrowe, silne, słoneczne, dynamiczne, takie szybciej, więcej, lepiej........a choroba to zatrzymuje, jest de-mode.......choroba kaze się zastanowic, miec czas, poczekac......tego nas nikt nie uczy, więc następuje....unikanie.
Ale.....pracowalam przez kilka lat z osobami niepełnosprawnymi, zwrócili mi uwagę na pewne kwestie zwiazane z umiejętnosciami spolecznymi-otóz twierdzą oni - nie wszyscy, ale ci, którzy mają moc ludzi wokoł siebie, a np. jezdzą na wózkach,są niewidomi, niedosłycszący itp.....ze rzecz nie polega na biernym czekaniu, az ktos się zreflektuje i okaze zainteresowanie osobie chorej, niesprawnej. Do ludzi trzeba wyjsc. Nie czekac, az "się domysla". Zadzwonic, zaprosic do siebie, zainicjowac rozmowę, spotkanie, pokazac, ze spotkanie z chorym nie musi oznaczac traumy i morza łez - bo tego zdrowi się boją-tylko moze byc wesolo, milo i przyjemnie, a pewn związane z chorobą niedogodnosci to drobiazg. Nie czeksc, az ktos się domysli, jak się zachowac,, tylko uprzedzic - nie sciskaj mnie za prawą rekę, mam wenflon w stopie, nie przeraz się, ze mi spuchla powieka, jak nie zrozumiesz, co mowię, to przypomniij, ze mam mowic wolno itp.......ulatwic ten kontakt.
Nie wiem, co było przyczyną u Was skorzystania z indywidualnego nauczania, ale ja jestem jego przeciwnikiem. Tzn uwazam, iz jest nauzywane, wykorzystywane nadmiernie. My w dzisiejszych czsach mamy na względzie przede wszystkim wzgledy edukacyjne, wiec organizując nauczanie indywidualne chcemy zapewnic dziecku ten dobry poziom nauczania, a zapominamy o tym, co dodatkowo oferuje dzieciom nauczanie publizne, grupowe -o innych ludziach, kontaktach z nimi, relacjach spolecznych. Nauczanie indywidualne to wyizolowanie dziecka za spoleczenstwa i odebranie spoleczeństwu mozliwosci kontaktu z chorym. Oczywiscie, czasami do nauczania indywidualnego są stanowcze przesłanki, ale powinno się je traktowac jako chwilową pomoc, a nie calosciowy standart.
Co mogę zaproponować? Kontakt z Waszej inicjatywy. Od czasu do czasu pofatygowac się do szkoły i pojawic w klasie,np. na klasowej Wigilii, z okazji jakiegos swięta, przekazac pozdrowienia, pokazac, ze się jest. Zaprosc do domu, zorganizowac jakies spotkanie. Pamiętac, ze relacje to tez dawanie, i nie zrazanie się drobnymi niepowodzeniami.
Pozdrawiam cieplutko, tez mama chorego
