witam wsystkich
jestem tutaj pierwszy raz i niestety mam ten sam problem co Wy!!moj tata (52lata) cierpi na gmIV, wszystko stalo sia bardzo szybko,zmienil sie nagle z dnia na dzien, byl malomowny, oslabiony wszyscy myslelismy ze to przemeczenie, lekarz zakladowy leczyl go na nerke, ale jak zauwazylismy ze ma opadnieta warge od razu zawiezlismy tate na pogotowie i zaczal sie koszmar!!!25lipca tego roku przeszedl operacje niestety lekarzom nie udalo sie usunac calej czesc guzu:( tata prawie w ogole nie mowi ma problem ze znalezieniem slow prawa reka i noga odmawiaja posluszenstwa. Nie wiem jak mu pomoc lekarze daja mu mieiace zycia!!jestem zrozpaczona dlaczego moj tata?dlaczego to nie byl maly niezlosliwy guzek?dlaczego ludzie musza cierpiec?wynik histopatologiczny mial byc do 2 tyg. a czekalismy do 5wrzesnia to ponad miesiac,jak tak moze byc?dali nam skierowanie do gliwic na radipterapie na 13 wrzesnia, zostalismy tam b.zle potraktowani czekalismy 6godzin w poczekalni po to zeby nam zalozyli karte i zeby sie dowiedziec ze mamy przyjechac 27!!to abssurd!!no i nikt sie tata nie zajal profesor tylko spytal jak sie czuje a tata tylko zajęknal, jak z tamtad wyszlam myslalam ze sie porycze z tata jest coraz gorzej z dnia na dzien!!a oni zwlekaja!!postawili na nim krzyzyk.po co leczyc skoro i tak nieprzezyje tak?jestem bezsilna!!pomozcie nie wiem co robic!!czy moge mujakos pomoc??