Historia jakich tutaj wiele.
Zdrowy 68 letni tato nagle budzi się rano, nie może wypowiedzieć słowa, dziwnie się zachowuje. SOR, diagnoza: złośliwy guz mózgu.
Po tygodniu operacja, przebiegła zgodnie z planem, tato na drugi dzień już biega po korytarzu. Lekki niedowład palca u prawej ręki.
Po dwóch tygodniach wypis ze szpitala.
Wizyta u onkologa, w planach temodal i naświetlania. Przed szpitalem kontrolny rezonans. Wykazuje resztki guza, nowe ognisko i rozsiew do płata ciemieniowego. Jest bardzo agresywnie. Tata czuje się dobrze.
W trzecim tygodniu objawy: problem z mową i wyrażeniem swoich myśli powracają. SOR, tomograf, potwierdzenie wyników rezonansu. Tata wypisany do domu, mamy kupić tabletki na sen i na uspokojenie.
???
Po konsultacji telefonicznej z onkologiem, tata dostaje sterydy a onkolog wielce zdziwiony, że nikt do tej pory ich nie przepisał.
Jutro mamy wizytę u onkologa, który zadecyduje czy jakiekolwiek leczenie (w tej sytuacji już tylko radioterapia) jest w ogóle możliwe w obecnym stanie taty.
Tata nas poznaje, rozumie co do niego mówimy, ale mówi komplenie od rzeczy. Na dodatek robi się nerwowy, dzisiaj krzyczał, chciał sam wychodzić z domu...Podaliśmy tabletkę na uspokojenie, ale czy coś pomogła....sama nie wiem.
Czy ktoś z Was spotkał się z podobnymi objawami? Na codzień mieszkam i pracuję w innym mieście. Aż strach zostawić mamę samą, bo nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień...
Przeczytałam dużo historii z tego forum, ale nigdzie nie znalazłam podobnych objawów. Nie bardzo wiem, co dalej robić...Jak pomóc...?