Witajcie,
zdiagnozowano wczoraj u mojej babci glejaka o wym. 4/3/5cm w płacie ciemieniowym, lewej półkuli, penetrującego do ciała modzelowatego. Do tego stwierdzono rozlaną leukoencefalopatię w obu półkulach mózgowych. W okolicach guza stwierdzono martwicę, zarówno jego jak i obszarów otaczających. RTG klatki piersiowej wydaje prawdopodobieństwo stanu zapalnego w płucach. Babcia jest po operacji usunięcia nerki, potem odbudowie pęcherza zaatakowanego, podobnie jak usunięta nerka, przez gruźlicę. Przewlekła choroba serca.
Lekarze stwierdzili, że glejak jest nieoperacyjny.
Zaczęło się wszystko sypać jakieś 3 tygodnie temu, kiedy babcia zapomniała wziąć lekarstwa na ciśnienie, doszło do dużego nadciśnienia i wówczas uwidocznił się niedowład prawej strony ciała, dłoni i ręki, wraz z niekontrolowanymi ruchami kończyn. Dwa dni później babcia wstała w nocy, chcąc skorzystać z wc, i przewróciła się uderzając kolanami w posadzkę. Podejrzenia skierowane były na początku ku problemowi z miednicą, co zostało wykluczone w szpitalu. Następnie padło podejrzenie udaru, co skończyło się wizytą neurologa, który skierował do szpitala na badania. Wykonano TK i RM.
Babcia obecnie ma coraz większe problemy z pamięcią, patrzy nieobecna w sufit, powtarza po kilkakroć te same zdania. Czasem ma problemy z mową. O samodzielnym wstawaniu nie ma mowy. Ma ataki bólu głowy, skarży się na ból w płucach i rzężenie.
Zdaje sobie z rodzicami sprawę, że to mogą być ostatnie dni, tygodnie życia na tym świecie. Jednak chciałbym zapytać, czego się można spodziewać, przy takiej diagnozie? Jak ulżyć w cierpieniu, jak reagować, jakie zachowania mogą wystąpić? Czy leczenie faktycznie jest niemożliwe? Jakiekolwiek?
n