witam serdecznie,
z góry przepraszam za pisownię, gdyż pisze z telefonu dziś i nie chce mi się wszystkiego poprawiać
w końcu udało mi się zarejestrować na forum, choć nie było to łatwe, gdyż nie przychodzą linki aktywacyjne na żaden adres e-mail -to do administratorów
zacznijmy od początku.
moja historia:
mam na imię Adrian, lat dopiero 24, "przygodę" z moim guzem zacząłem wracając z pracy rowerem. był 27. dzień mają 2013r. dostałem padaczki. zamroczenie trwało chyba dość długo około 15-20 min, a gdy się obudziłem, zobaczyłem policjantów, którzy zaczęli zadawać mi jakieś dziwne pytania (standardowo w naszym kraju każdego traktują jak przestępcę) typu: ile alkoholu pan wypił?
nigdy wcześniej (ani nigdy później na szczęście) nie byłem tak splątany jak wtedy, byłem prawie pewien że to wszystko mi się tylko śni, więc gadałem jakieś głupoty, że wypiłem 4 piwa... następnie przyjechało pogotowie.chcieli mnie zabrać po kilku pytaniach o czas i miejsce na SOR gdyż mówili że to nie była zwykła utrata przytomności, tylko atak epi wg świadków. odmowilem jednak pomocy.chyba za bardzo się wystraszyłem
po powrocie do domu stwierdziłem jednak, że kurczę warto jednak sprawdzić na pogotowiu czy wszystko jest ok, więc pojechałem, dostałem badanie TK, później wenflon i kontrast. myślę sobie: "aha, czyli coś musi być w głowie..." przyjęli mnie na neurologie. był późny wieczór. pamiętam to jak dziś. w jednym momencie świat zawalił mi się na głowę...
tyle planów, marzeń całe życie przede mną!! co prawda wtedy jeszcze nic konkretnego nie wiedziałem, ale badanie MRI dnia następnego praktycznie wykluczylo wszelkie pomyłki, które zdarzają się przy tomografii... kilka dni czekałem na opis zdjęcia. wg radiologa gwiaździak włókienkowy, rozlany albo nawet wyższy stopień złośliwości.to był początek czerwca... na neurologii spędziłem kilkanaście dni. okazało się że guz jest operacyjny, aczkolwiek nie będzie to pełna resrkcja.
termin operacji przesunął się dość znacznie aż na 31.07.2013r. po przyjęciu na neurochirurgie już miałem zupełnie inne podejście do tego wszystkiego. bardzo dużo się dowiedziałem o mojej chorobie (choć nie do końca wiedziałem jeszcze z czym walczę) i mój stosunek do operacji był bardzo pozytywny
krótko mówiąc wyglądało to tak: rano wstałem, wziąłem prysznic, pielęgniarka wcześniej ogolila mi palke na łyso (hehe dziwnie wyglądalem ), dostałem tabletkę, zawiezli mnie na salę, ciągle żarty ze wszystkimi po drodze, później maseczka, strzał w zyle czegoś od anestezjologa, 4 sekundy i już mnie nie było powrót można powiedzieć momentalny tak jakby nic się nie stało, pani doktor powiedziała tylko że zabieg się udał, odparlem tylko pogodnym tonem: "aha, dziękuję pani doktor!". trochę bardzo mnie bolała głowa, można powiedzieć najbardziej w życiu hehe ale tak poza tym było ok. może y trochę po tej narkozie człowiek się taki dziwny budzi, ale da się to przeżyć.
drugi dzień po operacji już wstałem, z łóżka z rehabilitantką i stopniowo dochodziłem do siebie właściwie od obudzenia się już myślałem o powrocie do domu
dziś mamy 20. dzień po zabiegu. jakiś czas temu przyszedł też mój wynik na który bardzo czekałem-od tego w końcu wiele zależy. na szczęście guz jest względnie łagodny, choć nie udało się go wyciąć w całości.
wynik to:
astrocytoma fibrillare II wg WHO
dziś byłem na konsultacji u onkologa, dostałem skierowanie na rezonans na 04.09 oraz do neurologa celem oceny możliwości ewentualnej dalszej radioterapii.
z poprzedniego rezonansu z maja wynika, że guz jest dość obszerny i nacieka jak to glejaki dość ważne struktury mózgu takie jak spoidło, ciało modzelowate, część torebki wewn.
skoro jednak tak jest, dlaczego do dziś nie mam żadnych objawów? na to pytanie chyba na razie sobie nie odpowiem ważne że jest dobrze a o tym że będzie gorzej nawet nie myślę!!
pozdrawiam Was,
Adrian