Kuba, daj znać jak święta, i jak się czuje Twoja Mama.
U nas tak jak przewidywałeś
Obrzęk w szponach metypredu. Tata ma się coraz lepiej. Krótkie spacery, rozmowy podczas spotkań towarzyskich (gdy znajomi dowiadują się o chorobie taty, chcą odwiedzać, wspierać - stąd sporo gości u nas ostatnio) bez większych problemów, angażuje się w drobne domowe aktywności (np. pomógł mi z choinką), na małym kawałku po nieuczęszczanej polnej drodze nawet prowadził samochód. Bardzo zależy mu by wszystko było na ile się da normalnie. Zmiany w naszym mieszkaniu wprowadzone na czas dużego osłabienia taty zostały odwrócone.
Z problemów medycznych pojawia się bezsenność powodowana przez "czarne wizje" jak to określa. Strach, lęk, przerażenie nie są u niego widoczne gołym okiem. Mówi o tym, że za pół roku wraca do biegania, odbudowuje masę mięśniową, przesiada się do nowego samochodu, dba o nasz wiejski domek jak to robił dotychczas. I w to wierzy, a ja wierzę mu. Jednak choroba osadzona w mózgu wyciąga z niego to co najstraszniejsze. Jak opisuje - miesza wspomnienia z dzieciństwa, chwile o których już zupełnie zapomniał, z czymś przerażającym, z lękiem i strachem przed tym co szykuje jeszcze choroba. Udało się wczoraj załatwić dwa leki antylękowo-usypiające. Atarax - słabszy na razie zadziałał. Mamy jeszcze Lexomil (czy jakoś tak, bo to nazwa francuska). Szkoda że tego typu medykamenty mające utrzymać chorego w dobrej kondycji psychicznej, nie są przez lekarzy przepisywane automatycznie.
Jeśli chodzi o leczenie onkologiczne, też udało Ci się przewidzieć. Ja już trochę w to nie wierzyłam. A tu, 30 grudnia mamy iść do pani onkolog, będzie badanie krwi i rezonans. I po tym ma tacie "coś" przepisać. O co tu dokładnie chodzi nie wiem, bo wszelkie kontakty z placówkami medycznymi koordynuje mój wujek który jest lekarzem. On wstępnie przekazuje odpowiednim lekarzom informacje, konsultuje. Ale 30 grudnia mamy być w WCO więc walczymy!!!
A co do cudownych leków... gdy tylko przyjaciele rodziców dowiedzieli się o chorobie zarzucili nas dosłownie informacjami o alternatywnych drogach leczenia. Poprzynosili chili z olejem z pestek winogron, miód z wodą utlenioną (czy jakoś tak), pestki moreli. Na razie jednak tata jest niechętny do tych specyfików, a wmusić mu cokolwiek zawsze było trudno. Bliska znajoma za to zna się na chińskiej medycynie. I przekazała nam przepis na zupę mocy - gotuje się to na kościach kurczaka, i wołowych, jagnięcych, baranich (do wyboru), plus przyprawy i warzywa (por, marchewki, pietruszka, buraki cebula etc.) Sztuka w tym żeby gotować to bardzo długo tak by cały szpik który jest w kościach dostał się do płynu. Tata pije to 3 razy dziennie po filiżance. Smakuje mu. I chyba dzięki temu też nabiera sił. To nie jest mikstura która ma wyleczyć, tylko dać siły do walki, do życia, dać zastrzyk energii. Pije się to tak długo jak organizm potrzebuje wzmocnienia, gdy przestanie smakować, znaczy że już niepotrzebne. Jeśli ktoś chce przepis, mogę podać. Po tacie widzę że to skuteczne, daje siłę, daje moc, zagrzewa do walki i pozytywnego myślenia.
Oprócz tego staramy się chronić układ moczowy (znów jakieś chińskie lekarstwo, czarna kulka), bo jest wykończony przez furosemid i chorobę (mózg jest zgodnie z chińską medycyna w szczególnym związku z nerkami).
Kuba, dzięki za Twoje jasnowidztwo
Dzięki za wsparcie. I zapomnijmy w święta o tym co może się czaić w głowie naszych bliskich. Wszystkiego normalnego, ciepłego, rodzinnego w te święta!!!