Na to forum zaglądałam od sierpnia 2008, kiedy mój mąż, Rafał, miał operację usunięcia torbieli naskórzastej (epidermoid) z lewego płata potylicznego (przy móżdżku). Operował prof. Ząbek w Szpitalu Bródnowskim w W-wie. Operacja poszła genialnie. Guz (4,5 cm) wycięty w całości z dużym marginesem). Trzy dni po niej mój mąż wyszedł ze szpitala, a za dwa kolejne dni był już w pracy. Mówił, że "dostał nowe życie". W rocznicę tej operacji chciałam zadzwonić do profesora Ząbka i mu jeszcze raz podziękować, ale nie zdążyłam.
15 sierpnia 2009 mój mąż miał atak grand mal. Wzięli go do szpitala na Sobieskiego w W-wie. Tam skrupulatna diagnostyka i fantastyczne podejście lekarzy, ale brak diagnozy. MRI (niestety wtedy mało czuły, tylko 0,5 Tesli) pokazał coś, co mogło być obszarem niedokrwiennym. Kazali za 3 tygodnie zrobić MRI na aparacie 1,5 Tesli (oni już mieli półtorateslówkę, tyle że Sanepid uparcie nie chciał jej odebrać:() Badanie pokazało guza w lwewym płacie ciemieniowym, a więc odpowiedzialnym, m.in. za ruch, czucie głębokie i mowę! W opisie podejrzenie gwiaździaka III. Szybko do profesora Ząbka. Ten zlecił lekarzowi ze swojego teamu (wspaniały, bardzo profesjonalny i ludzki dr Jakuciński) bardzo szczegółową diagnostykę (spektrometr, MRI funkcjonalne, itd). Mimo depakiny napady częściowe były coraz częstsze, pojawiły się 2 ataki grand mal i w końcówce października stan padaczkowy. 4 listopada prof. Ząbek zoperował Rafała. Zabieg trwał 5 h (poprzedni 2,5 h) i - znów - poszedł genialnie! Guz (2,5 cm) wycięty w całości z 1 mm marginesu. Profesor Ząbek już wcześniej był dla mnie kimś na miarę demiurga. Teraz tylko mnie w moim przekonaniu utwierdził. Przeprosił tylko, że cięcie jest duże (odsłonił więcej, niż było mu trzeba do operacji, żeby lepiej mapować mózg; dodatkowo wspomagał się neuronawigacją). Rana? Jaka rana? Co to jest? To nie ma znaczenia. Profesor pokazał mi guza w preparacie - wyglądał jak kurze serce, które kupuje się w mięsnym; ten sam kształt i ten sam - niestety - siny wygląd. Ta sinica była kluczowa! (o tym za chwilę) Rafałowi groził paraliż prawej ręki, a wręcz niedowład całej prawej połowy ciała i utrata zdolności mowy. Genialny Ząbek sprawił, że wszystko pozostało nietknięte (Rafał ma tylko drobne kłopoty z pisaniem emaili; przestawia litery). 2 tygodnie później cios - diagnoza histopatologiczna - GBM. Profesor kazał zrobić drugie badanie, u prof. Matyi - znów GBM. Ta diabelna sinica - to był zły znak. Dr Jakuciński później przyznał:"Mieliśmy nadzieję, że to nie GBM".
Rafał został skierowany do instytutu Onkologii, do dr Dyttus-Cybullok. 7 grudnia rozpoczął terapię skojarzoną (radio- i Temodal 150mg/doba). Jest w 2/3 kursu. W poniedziałek zacznie się piąty tydzień. Na razie bez ataków, wymiotów, za to spora senność.
Rozpaczliwie szukam jakichkolwiek dobrych informacji, które mogłyby dać nadzieję. Niestety, takich nie ma. Rafał ma 38 lat (ja też). Mamy czteroletnią córkę. Rafał jest moim jedynym przyjacielem. Kochamy podróżować, fotografować. Najbardziej ukochaliśmy afrykańską przyrodę. Od wielu lat jeździliśmy tam, wynajmując tylko auto (bez przewodnika). I zwiedzaliśmy....Obłęd! Teraz wszystko przepadło. Rafał mówi mi: "Czuj się wdową", stracił wszelką chęć do życia, nie zgadza się na psychoterapię (jest bardzo introwertycznym typem). Zamyka się w swoim pokoju ze swoją muzyką (ma ogromną kolekcję płyt).
Nie wiem, kiedy nastąpi koniec, ale my umieramy każdego dnia... I ja i Rafał. Przed chwila wypaliłam papierosa - mam nadzieję ostatniego w życiu (palę od 20 lat). Muszę żyć dla dziecka, choć - uwierzcie - żyć mi się nie chce. Do szału doprowadzały mnie przedświąteczne ganianiny, zakupy, świecidełka, a w Sylwestra wybuchy, radujący się ludzie, itd. Nie mogę się spotykać z koleżankami, które spodziewają się dziecka, bo od razu kłuje mnie w sercu.... Tak bardzo chciałam drugiego dziecka....
Dołączam tym samym do was - do grona ludzi, którym z powodu choroby najbliższych przewartościował się świat. Niestety, jest nas wielu. Zbyt wielu....