W odpowiedzi na post Krystyny. Jestem matką 27-letniego dziś chłopaka, który 2 lata temu przeszedł operację usunięcia olbrzymiego gwiażdziaka II. Sama widzisz, że w momencie operacji niewiele był starszy od Twojej córki. Po operacji były pewne zaburzenia w mowie, skarżył się na bóle nóg, ale dość szybko wrócił do formy. Długo zastanawialiśmy się, czy powinien poddać się naświetlaniu. Radiolodzy,co do tego nie mieli żadnych wątpliwości, a my tak. Gdy przyszło mu podpisać zgodę na radioterapię, na której zamieszczono całą listę ewentualnych powikłań, czuliśmy się jak dzieci. Targały nami niesamowite wątpliwości. Syn bardzo chciał, abyśmy mu jako rodzice pomogli w podjęciu decyzji. Wiedzieliśmy, że co mu nie podpowiemy
może obrócić się przeciwko jemu. Doskonale rozumiem Twoje dylematy. Szczera rozmowa z ordynatorem onkologii, w której wyrażnie zaznaczył, że jeżeli syn chce żyć to powinien poddać się radioterapii. Syn przyjął dawkę 54 Gy w 28 frakcjach prawie bezproblemowo. Piszę prawie bo oczywiście miał "wypalone" włosy, które zresztą dość szybko odrosły i zaczerwienioną skórę, która również zregenerowała się. Rok po operacji syn wrócił do pracy, do samodzielnego życia. Kontrolne MRI są w porządku. Zdarzają mu się kilkuminutowe ataki afazji, ale i one są coraz rzadsze. Cieszę się, że jego młody organizm poradził sobie z tą chorobą. Nie wiem czy mój post rozwiał Twoje wątpliwości. Ja wychodzę z założenia, skoro lekarze chcą leczyć, to trzeba się temu poddać, bo o wiele gorzej byłoby usłyszeć, że my już nic nie jesteśmy w stanie w tym przypadku zrobić. Pozdrawiam.