Aaggi, dzięki, że pytasz. Ogólnie to bardzo dziwnie, średnio dobrze sobie radzę. Mamusia zmarła w zeszły czwartek. Siostra z tatą opowiadali mi, że od 3 dni mama była w gorszym stanie. Pojawił się duży problem z flegmą zalegającą w drogach oddechowych, słychać było to charakterystyczne rzężenie. W czwartek tata umył mamę, była pielęgniarka, która zmieniła jej cewnik. Moja mama tak, jakby tylko czekała, aż będzie miała nowy cewnik, będzie miała zmieniony podkład i będzie umyta...Pielęgniarka nie zdążyła jeszcze odjechać autem, kiedy nagle mama zmieniła kolor na buzi. Tato opowiadał, że to była dosłownie sekunda, kiedy zrobiła się zupełnie biała, jak papier...Wszystko trwało niecałe pięć minut
Mama coraz słabiej oddychała, mój tato nachylił się nad nią. Zamknęła oczy, westchnęła z uczuciem ulgi i...odeszła. Tato i moja babcia, która również była przy mamie mówili, że mama miała bardzo spokojną i lekką śmierć. Po prostu zasnęła. Moja siostra, która minutę po tym weszła do pokoju wpadła w panikę, chciała mamę ratować. Pogotowie, które przyjechało szybko tylko stwierdziło zgon
Pogrzeb był dla mnie bardzo ciężki, nie byłam w stanie odejść od trumny i pozwolić na zawsze zamknąć wieko. Małym pocieszeniem było dla mnie to, że moja mama po śmierci, po złożeniu przygotowanego ciała do trumny wyglądała jak anioł...Spokojna na buzi, śpiąca bez najmniejszego grymasu bólu, 15 lat młodsza, taka piękna. Dziewczyny, przepraszam że tak to wszystko opisuję, ale jest ciężko. Moja mama była najwspanialszym człowiekiem na świecie. Już jej nie ma. Nie mam mamy