Odpowiedzi nie ma i nie będzie.
Wiem jedno od momentu, kiedy usłyszycie swój wyrok lub wyrok, jaki zapadł na bliską wam osobę rusza odliczanie.
Zostaje włączony psychologiczny stoper odliczający czas dzielący nas do wiadomego końca.
Nie oszukujmy się każdemu z nas na tym padole jest wyznaczona tylko jakaś chwila do przeżycia.
Różnica pomiędzy nami, którym się wydaje, że będziemy wieczni a tymi, którym odczytano wyrok jest tylko taka, że oni smakują każdy haust powietrza.
Że cenią każdy promyk słońca.
Że czują powiew wiatru na twarzy.
My natomiast żyjemy w błogości perspektywy wiecznej egzystencji.
Wiecznie nie zadowoleni opryskliwi nienasyceni, niesympatyczni.
Zazdroszczę tym, którzy już usłyszeli diagnozę.
Oni żyją naprawdę.
Nawet teraz czuję tą cholerną bezsilność.
Co z moich doświadczeń mogę poradzić wam?
Przede wszystkim zróbcie sobie rachunek sumienia.
Zapytajcie siebie ,,czy ja wystarczająco kocham życie, mych bliskich i wszystko, co mnie otacza”?
Następnie, jeśli odpowiedź brzmiała ,,tak” to ,,zapnijcie pasy, bo będzie trzęsło”.
Kochani wam lub wam bliskiej osobie określono tylko mniejszy limit czasu niż pozostałym śmiertelnikom.
Nie zna jednak nikt wyroków Boskich a usłyszeliście tylko ludzkie.
Teraz to już pozostaje tylko walka.
Walka na śmierć i życie z waszą chorobą.
Rak to takie podstępne zwierzę, że usypia czujność.
W osobie, której sprawa dotyczy pojawia się przerażenie a pozostali domownicy widzą ją, na co dzień jak się krząta, robi to, co zwykle.
Wtedy, gdy jej organizm niszczy nie tyle może rak, co ten potworny strach my śpimy spokojnie.
Do jasnej cholery jak możemy?
Jeśli ją kochamy to powinniśmy przysypiać na klawiaturze poszukując ratunku.
Powinniśmy przemierzać setki kilometrów by spotykać się z kimś, kto może nam jakoś pomóc ( może radą może modlitwą może jakimś lekiem ).
To wy zdrowi musicie stać twardo u boku chorego.
Być jak stal nieugięci w poszukiwaniu ratunku i we wspieraniu woli walki osoby chorej.
Każdy jej oddech to przecież dla was najcenniejszy dar od Pana Boga.
,,Ani kroku w tył” walczcie.
Wasze policzki nie raz mokre będą od łez, ale nawet niech wam powieka nie zadrży.
To wasza wojna o ocalenie ukochanej osoby.
By nie pieprzyć pustych frazesów postanowiłem jak mogę tak pomóc.
Oto numer telefonu do zaprzyjaźnionego małżeństwa, którzy razem walczyli o uratowanie chorej żony.
Im się udało.
Kobitka już od dawna łamie wszystkie stereotypy lekarskiego fachu.
Nie dawali jej już szans a ona z pousuwanymi żebrami i narządami a jednak żyje i co ważniejsze wróciła do zdrowia.
Nie pytałem ich o pozwolenie na upublicznienie ich numeru telefonu.
Proszę, więc wszystkich, którzy będziecie do nich dzwonić o przeproszenie i delikatność.
Oni mają całe zeszyty notatek obserwacji spostrzeżeń itd.
Oto ten numer: 601254440
Wszystkim wam składam z serca najcieplejsze życzenia wszelakich łask Bożych.
Życzenia ciepła i miłości w kręgu kochających was ludzi, z którymi podzielicie się opłatkiem.