Strona 1 z 1

Choroba tj. glejak a ukochane zwierzęta

PostNapisane: Pt mar 09, 2007 12:03 am
przez aleksandra
Nowa to ja na tym forum już nie jestem - mój Tata glejak IV stopnia usuniety operacyjnie, jednak z racji wieku 77 lat bez dalszego wsparcia medycznego (ale ja działam!!!)..
Każdy z nas ma rózne problemy zwiazane z tym badziajstwem, glejaczyskiem okropnym. Zastanawiamy się nad zastosowaniem różnych sposobów wsparcia leczenia, nawet nie akceptowanych przez lekarzy.
Ja jednak nie znalazlam informacji o tym, że bardzo dobry wpływ na stan naszych kochanych chorych mają zwierzaki. Oczywiście one nie leczą, ale bardzo pomagają.
Przypuszczam, że gdyby nie Kocia moich rodziców z moim Tatą nie byłoby tak dobrze. Kocia tatę mobilizuje, jak uważa, że Tata powinien posiedzieć leży Mu na kolanach i ani drgnie. Czas na spanie to jednoznacznie wskazuje, że jedynym kierunkiem jest sypialnia. Ciekawa jestem czy sa osoby, które też dostrzegaja dobry wpływ zwierząt na stan chorych. Ciekawostka!!!!!

PostNapisane: So mar 10, 2007 4:11 pm
przez moto_kate
No pewnie. Moja Mama ma sunię jako swoisty "sprzęt rehabilitacyjny" :P I naprawdę dużo dają codzienne długie spacery i przeciągnie liny z pieskiem :) Już nie mówiąc o samej przyjemności z towarzystwa zwierzaka.

PostNapisane: So mar 10, 2007 6:53 pm
przez gocha
takie małe rozwrzeszczane i kłebiące się po kątach wnuki tez mobilizują (bez żadnych podtekstów i aluzji to piszę ;o)

PostNapisane: So mar 10, 2007 7:43 pm
przez aleksandra
Ja się niestety nie postarałam - mój Tata wnuków nie ma. Przypuszczam jednak, że wnuki to dużo większa mobilizacja niż najukochańszy zwierzak! Pozdrawiam rozwrzeszczane i kłębiące sie po kontach wnuki - byle tak dalej z tą mobilizacją!!!

Re: Choroba tj. glejak a ukochane zwierzęta

PostNapisane: Pn wrz 16, 2013 10:19 am
przez dziwozona
Mój tata ma GBM IV i ukochanego psa (pies bardzo podtrzymuje go na duchu od momentu postawienia diagnozy), który tydzień temu zaginął na skutek wypadku samochodowego (tir nie wyhamował na przejściu dla pieszych i wjechał w bagażnik samochodu, w którym jechali rodzice + pies w bagażniku). Na skutek stłuczenia tylnej szyby przerażony pies uciekł. Rodzice szukali go po okolicy i z każdym kolejnym dniem, tracąc coraz więcej nadziei na odnalezienie stan mojego taty drastycznie się pogarszał - do tego stopnia, że 4-5 dzień tata przeleżał w łóżku nie mając siły wstać, a przed zdarzeniem normalnie funkcjonował. Na szczęście pies w końcu się odnalazł i tata błyskawicznie zaczął wracać do sił. Dlatego uważam, że w zwierzakach tkwi wielka moc - pozytywna do póki z nimi wszystko w porządku, ale obawiam się, że gdy coś zaczyna im dolegać, konsekwencje mogą być opłakane w skutkach dla chorego...