Rozdział V: Zagubione środki
http://sci.pam.szczecin.pl/~fasting/dow ... CHARDS.DOC1. Szkorbut, przeziębienie i rak
Dokonane przez naocznych świadków opisy przypadków szkorbutu, jakie występowały podczas długich podróży morskich, są najlepszym obrazem choroby z niedoboru. Charakteryzuje się ona ogólnym uszkodzeniem tkanki łącznej ze skłonnością do lokalizacji w miejscach największego obciążenia. Wynikiem jej jest wyczerpanie, wylewy podskórne, obluźnienie i utrata zębów, cuchnący oddech, podatność na zakażenia i w końcu śmierć wskutek niewydolności nadnerczy, nerek i płuc.
Powszechne odczucie, że szkorbut jest wyłącznie chorobą marynarzy pokutuje po dziś dzień. Jest to całkowicie błędne. Faktem jest, że u każdego, kto żyje na diecie z niedoborem
witaminy C i zostanie poddany wystarczająco dużemu wysiłkowi fizycznemu, rozwinie się jawny szkorbut. Najbardziej głośnym przypadkiem jest kapitan Scott z Royal Navy, który doprowadził swych wspaniałych polarników do śmierci w sto lat po dekrecie Admiralicji dotyczącym źródeł
witaminy C - na diecie z sucharów i pemikanu połączonej z wysiłkiem ciągnięcia sań z ekwipunkiem po pokrywie lodowej. W narodzie jest przyjmowany za bohatera, który miał pecha. Co on naprawdę miał, to szkorbut!
Odkrywca
witaminy C, Albert Szent-Gyorgi, uważał za niefortunne, że ma ona tak skuteczny efekt na szkorbut w tak małej dawce. Już on nie zgadzał się z poglądem ówczesnej ortodoksji, uważając, że widoczne stadia szkorbutu stanowią tylko jeden z etapów (bezpośrednio przedśmiertny) rozwoju choroby z niedoboru
witaminy C. Także uznawał, że niewielka ilość
witaminy C która okazywała się zaledwie wystarczająca, by uniknąć szkorbutu, nieprawdopodobne by stanowiła ilość w podaży wymaganą dla optymalnego zdrowia. Było to coś więcej niż różnica poglądów. Sam Szent-Gyorgi zaczął od przyjmowania jednego grama dziennie dopiero co odkrytej substancji, by w końcu zdobyć tytuł najstarszego pracującego naukowca na planecie.
Jest to dziwny lecz dobrze poświadczony fakt, że łatwiej jest włożyć komuś do głowy błędny pogląd - (dotyczy to także kobiet) - niż go później stamtąd usunąć. Jeśli zdarzy się, że ten sam błąd utkwi jednocześnie w kilku sąsiednich głowach, istnieje duże prawdopodobieństwo wzajemnego umacniania się w nim. A gdy odnosi się to do całej korporacji zawodowej, to wykorzenienie błędu wymaga olbrzymich wysiłków. Tak więc bez względu na fakt, że dane sprzeczne z oficjalnym dogmatem gromadziły się przez blisko sześćdziesiąt lat, błąd utrzymuje się.
Tylko nieliczne ssaki, z człowiekiem włącznie, nie potrafią same syntetyzować
witaminy C. Są one więc jedynymi stworzeniami, u których w warunkach braku
witaminy C rozwija się szkorbut. Wszystkie inne zwierzęta mające zdolność syntezowanie własnej
witaminy C zużywają ją w ilościach bardzo dużych, porównując z oficjalną zalecaną dawką dzienną (RDA, Recommended Daily Allowance). Szczur wytwarza dzienną ilość do 4 gramów w dietetycznym równoważniku ludzkim. Prym wiodą kozy z ponad 10 g w równoważniku ludzkim.
Podczas gdy porównanie powyższe stanowi uderzający kontrast z przyjętymi zaleceniami dietetycznymi opartymi na niewystępowaniu szkorbutu, są jeszcze dwa istotne momenty:
(i) Uważa się, że wszystkie naczelne (małpy, małpy człekokształtne i człowiek itd.) pochodzą od wspólnego przodka. W warunkach obfitości
kwasu askorbinowego pojawiła się mutacja, uniemożliwiająca jego syntezę z glukozy. Zmiana podaży, która następnie wystąpiła, faworyzowała ewolucyjną selekcję osobników z bardziej sprawnym mechanizmem zachowania tego związku w organizmie.
Dlatego wszystkie stworzenia niesyntetyzujące mają tendencję do zużytkowania
kwasu askorbinowego bardziej efektywnie niż te, które zachowały mechanizm syntezy. Powyższe porównanie człowiek/zwierzę nie powinno więc być prowadzone na zasadzie jeden do jednego. Względna nierówność jest o wiele większa niż sugerują same cyfry.
(ii) Jeżeli poddamy szczura (stworzenie, które potrafi samo produkować) jakiejś sytuacji stresowej, będzie on opierał się lepiej, gdy otrzyma dodatkową
witaminę C w diecie. Daje to jasną wskazówkę, że pogląd ortodoksyjny, utrzymujący że wszystko co na znaczenie to unikanie jawnego niedoboru, nie może być bardziej błędny. Mamy stworzenie, nie mogące zachorować na szkorbut, ponieważ wytwarza własną
witaminę C, a szkorbut jest terminalnym stadium niedoboru. Niemniej stworzenie to wykazuje podwyższoną oporność na infekcje, gdy otrzymuje suplementowaną
witaminę C! Stanowi to dla nas oczywistą wskazówkę, iż
kwas askorbinowy ma inne funkcje poza zapobieganiem terminalnemu szkorbutowi. Więc obyśmy już więcej nie usłyszeli anachronicznych głupstw "wszystko, co potrzebuje organizm, to tyle i tyle miligramów dziennie, wszystko inne jest tracone". Jest to niemądra zaszłość z historii..
W 1970 r. wybitny chemik i laureat Nobla prof. Linus Pauling opublikował małą lecz wybuchową książeczkę "
Witamina C a przeziębienie" ("Vitamin C and the Common Cold"). W książeczce tej podaje z wielką jasnością powody do sądzenia, że
wit. C będzie miała bardzo silny efekt zarówno w zapobieganiu, jak i leczeniu przeziębienia i że wywiera działanie ochronne przeciw zapaleniu płuc, gorączce reumatycznej i innym chorobom zakaźnym.
Był to sygnał dla panów w białych fartuchach, by podnieść się na tylne nogi i zawrzasnąć wielkim głosem. (Ciekawe - autorzy nie pamiętają ani jednej pani doktor, która by przyłączyła się do chóru). Cechą wyróżniającą ich wszystkich było, iż nie czytali książeczki nazbyt dokładnie, jeśli w ogóle, i wszyscy przejawiali wybitną niechęć do poddania sprawy jakiemuś zbadaniu w praktyce. Jeśli byłaby to w razie prawdziwości z pewnością użyteczna terapia, to równie pewne, że najlepszą rzeczą dla owych panów byłoby poddać tezę uczciwemu sprawdzeniu. O dziwo nie uczynili tego.
Książeczka wywołała znaczne zainteresowanie przedmiotem zarówno opinii publicznej - gdzie wielu osób ją propagowało - i w społeczności naukowej, gdzie zorganizowano szereg badań. Bez wyjątku wsparły one pogląd Paulinga, wykazując, że wysoka podaż
wit. C nie tylko wywiera silny wpływ profilaktyczny przeciwko przeziębieniom, lecz także infekcjom wirusowym, takim jak grypa, zapalenie wątroby, choroba Heinego-Medina i wirusowemu zapaleniu płuc, plus szeregu chorobm bakteryjnym. Przemawia to za jakimś mechanizmem inaktywacji wirusów, jak również za przeciwbakteryjnym pobudzeniem układu immunologicznego.
Tuż za tym nastąpiło odkrycie Constance Spittle i kolegów odnośnie zdolności
kwasu askorbinowego do mobilizowania złogów cholesterolu z tętnic, co umożliwiało jego transport do wątroby. Doszła także wiadomość że
wit. C odgrywa rolę w produkcji prostaglandyn plus w syntezie interferonów. Stało się oczywiste, że mechanizmy budowy kolagenu są jedynie małą częścią efektu ogólnego.
Obecnie istnieje obfitość dowodów, że niektóre związki chemiczne i witaminy mają szereg działań metabolicznych. Poddaje to w maksymalną wątpliwość twierdzenie, że jakieś inne biochemicznie czynne substancje mają jedno działanie, które jest bardzo swoiste, z jednoczesnym wykluczeniem wszystkich innych działań na tej podstawie. Gdy lekarze okrętowi podawali załogom sok cytrynowy dla zapobiegnięcia szkorbutowi, stosowali, nie wiedząc o tym,
witaminę C. Gdy inni przyjmują dwa gramy na godzinę, by zwalczyć ciężkie przeziębienie, stosują tę samą biologicznie czynną substancję, lecz w roli antywirusowej. Nie ma to nic wspólnego ze szkorbutem. Jest to tylko koincydencja, że chodzi o ten sam związek chemiczny.
Poza efektem przeciwszkorbutowym jako witamina,
wit. C ma kilka innych znanych funkcji; jeszcze więcej pozostaje do odkrycia:
(i) Odgrywa zasadniczą rolę w wytwarzaniu i naprawie kolagenu.
(ii) Jest antyoksydantem.
(iii) Bierze udział w syntezie prostaglandyny E1 (PGE1) i w inhibicji innych prostaglandyn. Ponieważ PGE1 ma udział w wytwarzaniu limfocytów i regulacji immunologicznej, a inne w mechanizmie zapalenia, ważność ich w szeregu sytuacji, w tym w przeciwstawianiu się naciekaniu nowotworowemu, staje się ewidentna.
(iv) Rezerwa
askorbinianu ma zasadnicze znaczenie w funkcjonowaniu gruczołów nadnerczy.
(v) Poza udziałem PGE1 w wytwarzaniu limfocytów jest ona związana ze skuteczną fagocytozą, przypuszczalnie odpowiadając w części za większą odporność osobników z wysokim poziomem
askorbinianu na infekcje bakteryjne.
(vi) Zaobserwowano efekt ochronny wysokich dawek
askorbinianu w stosunku do wielu zakażeń wirusowych.
(vii)
Askorbinian odgrywa rolę w produkcji interferonów.
(viii) Zwiększony pobór
wit. C wzmaga produkcję immunoglobulin.
(ix)
Wit. C bierze udział w szeregu funkcji metabolicznych które są w zasadzie enzymatyczne, często stwierdza się ją w roli koenzymu.
Z tych dziewięciu punktów co najmniej siedem ma bezpośrednie odniesienie do nowotworów.
Białaczka jest złośliwym namnażaniem się tkanek wytwarzających krwinki białe, czego wynikiem jest nadprodukcja komórek, z których wiele jest niedojrzałych.
Pacjenci z ostrą białaczką wykazują często objawy podobne do szkorbutu z jednej przyczyny: oni rzeczywiście mają szkorbut. Rozwój białych krwinek wymaga
askorbinianu nawet w warunkach normalnych. Złośliwa proliferacja zużywa oczywiście więcej. Leukocyty już po wyprodukowaniu mają dalsze zapotrzebowanie na
askorbinian (patrz (v) powyżej). Ponadto rozpoznanie "białaczka" jest stresogenne, a stres także zużywa zasoby
askorbinianu. Łącznym wynikiem tego wszystkiego jest, że w przypadkach ostrej białaczki rozwijają się samoistne wylewy podskórne, niedokrwistość, apatia i częste infekcje. Nic dziwnego, że wszystko to wygląda na szkorbut. To jest szkorbut!
W ostatnich dekadach było wiele głosów wskazujących na znaczne
podobieństwo objawów między rakiem a szkorbutem. Istotnie, starsi patomorfolodzy którzy spotykali śmiertelne wypadki szkorbutu o wiele częściej niż dzisiaj, wskazują na nienormalną częstość, z jaką stwierdzano aktywny nowotwór w zwłokach pacjentów zmarłych na szkorbut.
Szkocki chirurg Ewan Cameron zauważył, że istnieją rzadkie lecz bardzo znamienne przypadki raka nerki, gdy amputowano chory narząd już po stwierdzeniu przerzutów do płuc i gdzie te przerzuty następnie zanikały, pozostawiając pacjenta wolnego od raka. Stwierdził on również, iż mimo że próbki krwi od pacjentów nowotworowych pobierane podczas resekcji ich guzów były gęste od komórek nowotworowych uwalnianych przez operację, nie kończyło się to niezmiennie przerzutami. Układ odpornościowy nawet w obecności nowotworu może wciąż pozostawać dalece efektywny. Cameron rozwinął z tego teorię, że rozsiew nowotworowy ułatwiany jest przez wydzielanie enzymu hialuronidazy przez komórkę nowotworową; z kolei hialuronidaza nadżera macierz polisacharydową między komórkami somatycznymi, umożliwiając pełzakowate naciekanie otaczających tkanek przez ekspansjonistyczne komórki rakowe. Jak wspomniano wcześniej, jest to sposób, którego także używa trofoblast ciążowy!
Cameron i Linus Pauling pracowali wspólnie nad tą teorią. Cameron stwierdził, że w terminalnych przypadkach raka znaczną korzyść osiąga się z podawania askorbinianu sodu i że korzyść ta bardzo zdecydowanie wzrasta z dawką. Niespodziewaną i znaczną korzyścią było wyraźne zmniejszenie bólów.
Zorganizowano szerokie badanie porównawcze, w którym niektórzy pacjenci nowotworowi otrzymywali
witaminę C, a inni nie. Gdy porównano czasy przeżycia, wyniki zadziwiły nawet personel. Pierwszych sto przypadków, porównanych z tysiącem przypadków kontrolnych, wykazało znaczny wzrost czasu przeżycia. Gdy zmarł ostatni z pacjentów bez
witaminy C, osiemnastu z pacjentów leczonych
askorbinianem jeszcze żyło. Przeciętny czas przeżycia był u nich lepszy w stosunku ponad 4 do 1.
Pierwsza praca Camerona o tych badaniach wywołała coś w rodzaju sensacji. Trzeba ją porównać z dwoma tak zwanymi badaniami wykonanymi pod kierunkiem osławionego dra Charlesa Moertela w Mayo Clinic.
Moertel sfabrykował pierwsze badanie - mające sprawdzić skuteczność metody immunostymulacji - nasadzając grupę verum pacjentami, których układy odpornościowe były już zniszczone przez toksyczną chemioterapię. Następnie zafałszował drugie badanie, podając pacjentom
askorbinian tylko przez dwa i pół miesiąca, lecz obserwując ich przez następne dwa lata. W publikowanych badaniach Camerona - które były skrupulatnie uczciwe - było już odkryte, że w przypadku pacjentów długotrwale leczonych odstawienie
askorbinianu dawało niezmiennie fatalny efekt. Wiedząc o tym, Moertel wydał następnie kłamliwe oficjalne oświadczenie dla prasy, w którym obwieścił, że dowiedziono nieskuteczności leczenia
askorbinianem, starannie skrywając fakt, że prawie na pewno spowodował śmierć kilku pacjentów przez to niegodziwe oszustwo medyczne. Zorganizowane następnie nagłośnienie tej sprawy także spowodowało śmierć kilku innych pacjentów, którzy szczęśliwie przeżywali na
askorbinianie, a w wyniku tego publicznego kłamstwa odstawili go i w konsekwencji zginęli. Czytelnicy powinni także wiedzieć, że to kłamliwe doniesienie było skrywane przed Paulingiem i Cameronem przez zmowę ówczesnych redaktorów "The New England Journal of Medicine", którzy wzięli udział w oszustwie. Nic dziwnego, że Moertel nie chciał spotkać się na równych warunkach z prawdziwym naukowcem jak Pauling czy prawdziwym lekarzem jak Cameron.
Ponieważ obecnie wykazano, że terapia
askorbinianem działa w nowotworach, możemy dodać do poprzedniej dziewięciopunktowej listy, że:
(x) Odgrywa rolę w hamowaniu działania hialuronidazy.
(xi) Odgrywa rolę w syntezie cholinesterazowego składnika dopełniacza, który bierze udział w znakowaniu immunologicznym wrogich bakterii i komórek.
(xii) Wcześniejsze przyjmowanie
kwasu askorbinowego w wysokich dawkach powoduje, że pacjent szybko reaguje na terapię Gersona.
(xiii) Zaobserwowano bezpośredni efekt na hodowlę komórek nowotworowych (in vitro).
Podsumowując:
(1) Megadawki
kwasu askorbinowego powyżej 10 g/dziennie mają korzystny wpływ w nowotworach terminalnych.
(2) W stanach nagłych może on być podawany dożylnie w dawkach do 45 g/dziennie w postaci askorbinianu sodu. (Dezaprobata dla tak wielkiej podaży sodu, datująca się od Gersona, jest, jak uważamy, zniwelowana możliwością śmiertelności krótkoterminowej bez tego środka.)
(3) Częstość występowania regresji guza jest większa niż odsetek przeżywalności długoterminowych, gdyż w niektórych przypadkach po początkowym pomyślnym wyniku guz nawraca.
Możemy też z uzasadnieniem przypuszczać, że
(4) Wiele z działania
kwasu askorbinowego obejmuje układ odpornościowy. Działanie to stopniowo maleje w miarę wyczerpywania się zasobów. Należy więc lepiej stosować terapię
kwasem askorbinowym zaraz po ustaleniu lub nawet przy podejrzeniu niepomyślnej diagnozy.
(5) Wydaje się, że silna odpowiedź na terapię zostaje wzmocniona przez energiczną suplementację elektrolitów i pierwiastków śladowych, szczególnie, potasu, orotanów cynku i magnezu.
Można tylko określić jako zadziwiające to, że mimo jak najbardziej pozytywnych wskazań z badań przeprowadzonych w naukowy sposób reakcja oficjalna była tak niewielka. Wymownie odzwierciedla to poziom doradztwa naukowego, jakim dysponuje Ministerstwo Zdrowia w Wielkiej Brytanii i w innych krajach, że nie narzucono intensywnych szerokich programów badawczych w tej materii. Rosnący spiralnie koszt technologii medycznej i wzrost populacji podatnej na raka postawił kreatorów polityki zdrowotnej pod wciąż rosnącą presją finansową. Nadzwyczaj dziwne, że środek, mogący uratować życie ludzkie i zaoszczędzić pieniędzy, umknął oficjalnej uwadze przez ostatnie dwadzieścia lat. Ktoś musi być winien.
Wzmianka o kosztach opieki zdrowotnej stosuje się też do profilaktyki raka. Ten krótki rozdział o leczeniu
kwasem askorbinowym zadziwił nawet autorów, jak szerokie implikacje ma to dla każdej dziedziny medycyny. Od dawna uważaliśmy, że terapia
askorbinianem ma rolę do odegrania w leczeniu nowotworów, lecz nieświadomi byliśmy wszystkich konsekwencji. Zostaliśmy z bardzo silnym poczuciem, że choć ważność terapii askorbinowej jest poza wszelką wątpliwością, pozostaje obszerna terra incognita oczekująca na energiczny program badawczy. Największym obszarem oczekującym na nas może okazać się profilaktyka, a nie leczenie. Są mocne poszlaki, że rosnący wciąż koszt społeczny w wymiarze finansowym, ból, inwalidztwo i śmierć z powodu raka, chorób sercowo-naczyniowych i infekcji wirusowych (włącznie z AIDS) mogą zostać obniżone do niewielkiego ułamka obecnego poziomu.
Mogłoby być to zrobione tylko wtedy, gdybyśmy potrafili określić dawkę dzienną, mogącą obniżyć częstość występowania raka o 90-95%. (Nie jest to nierealistyczne marzenie.) Każda próba eliminacji raka za pomocą jednej specyficznej metody prawdopodobnie podlegałaby prawu malejących nawrotów. Lepiej zapewne byłoby mieć na celu dziesięcio- lub dwudziestokrotne profilaktyczne zmniejszenie zachorowalności, a pozostałe przypadki leczyć następnie metodami opisanymi w tej książce.
Zajmijmy się więc sprawą ustalenia dziennej dawki
askorbinianu, dającej optymalny poziom zabezpieczenia jak największej liczbie ludzi, utrzymując koszty i wysiłki na minimalnym poziomie. Choć pewne, że wymaga to szerokich prób klinicznych, wiadomo ogólnie że efektywność działania wzrasta razem z dawką, czyli kosztami. A więc dobre przybliżenie "na szybko" będzie też bardzo użyteczne. Nie ma potrzeby badania toksyczności;
askorbinian znany jest jako jedna z najmniej toksycznych substancji. Podobnie nie jest konieczna podwójnie ślepa próba. Oceniamy efekt brutto, stosując duże dawki. Podwójnie ślepa próba nie jest bardziej potrzebna niż niegdyś, gdy wprowadzano, powiedzmy, znieczulenie lub aseptykę chirurgiczną. Wyniki niestosowanie jednego lub drugiego były oczywiste. Tak jest i w obecnym przypadku. Dramatyczne odpowiedzi na leczenie nie wymagają takich subtelności w ocenie.
Czego potrzeba, to dużej liczby pacjentów biorących udział w badaniu, i to pacjentów z grup najwyższego ryzyka. Towarzystwa ubezpieczeniowe mogą przewidzieć wskaźniki śmiertelności dla poszczególnych kategorii populacyjnych, pod warunkiem wielkich liczb. Mając wystarczająco dużą populację podstawową, na której będą stosowane badane metody, możliwe jest zaplanowanie pięcioletniego badania, w którym użyteczne istniejące trendy ujawniłyby się już w pierwszym roku, a prognozy istotne statystycznie - w końcu okresu pięcioletniego. Od odnośnych polityków wymagane jest obecnie wywarcie bezwzględnego i przytłaczającego nacisku, jaki dyktują imperatywy polityczno-ekonomiczne. Muszą oni usunąć każdego, kto będzie próbował grać na zwłokę. Będzie to miarą ich autorytetu.
Opierając się na dostępnych danych i sporym doświadczeniu autorzy szacują, że
dzienne spożycie od 10 - 14 g witaminy C zmniejszyłoby ryzyko zachorowalności na raka u ludzi do poniżej 1 do 100. Nawet znacznie mniejsze dawki byłyby dużo lepsze niż nic.